Zgadzam się w pełnej rozciągłości. To jest aż niewiarygodne jak złe są te trzy filmy i jak nie mają nic wspólnego z prawdziwymi biografiami tych trzech ikon rocka. W przypadku "Bohemian Rhapsody" duża część winy leży po stronie zespołu, który uparł się, żeby zrobić pustą, bezwartościową wydmuszkę, a nie opowiedzieć prawdziwą historię. Zgadzam się, że "Rocketman" jest najlepszy z tej trójki, ale też pływa po powierzchni, nie ukazując prawdziwej osoby, tylko zdjęcia z okładek albumów.

"Stardust" jest zdecydowanie najgorszy, chociaż miał największy potencjał, bo reżyser nie bał się przeciwstawić wtrącaniu się członków rodziny w produkcję i miał na tyle jaj, żeby zrobić film bez praw do umieszczenia w nim muzyki Bowiego. Jednak jaja to nie wszystko, trzeba mieć jeszcze parę szarych komórek, zabierając się za kręcenie filmów. Niestety, zamiast zająć się porządnym researchem, to reżyser zrobił jakąś karykaturalną, ohydną wersję Bowiego. Więc akurat w tym przypadku nic dziwnego, że rodzina Bowiego nie poparła tego projektu.

A tak poza tym wszystkim, wydaje mi się, że jest dość oczywiste, kto powinien zrobić ten jeden jedyny i najlepszy film o Bowiem. Chyba nikt nie powinien się nad tym zbyt długo zastanawiać. Zowie jest genialnym reżyserem i ma podobną wrażliwość do ojca (co było widać szczególnie w "Mute", zadedykowanym zresztą Bowiemu), więc mam nadzieję, że kiedyś się zmierzy z tym, co nieuniknione...