PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=489730}

Poważny człowiek

A Serious Man
6,7 39 532
oceny
6,7 10 1 39532
7,5 31
ocen krytyków
Poważny człowiek
powrót do forum filmu Poważny człowiek

Witam, zakładam temat poświęcony interpretacji najnowszego filmu braci Coen. Zauważyłem, że na forum przewija się wielokrotnie zdanie, że film pozbawiony jest sensu, lub też jest zbyt trudny do interpretacji. Nie zgadzam się z tym. Chciałbym podzielić się swoimi refleksjami i wymienić spostrzeżenia z innymi użytkownikami. Moja pierwsza wypowiedź jest kopią (!) mojego komentarza z tematu użytkownika Wildcat pt. "do kogo to przesłanie". Zdecydowałem się założyć nowy temat, ponieważ tamten mimo iż miał spełniać rolę dyskusji o przesłaniu filmu, stał się dużym off-topic'iem. Dopiero wypowiedź użytkownika Petersena, była w pełni na temat (Petersen, jakbyś mógł to skopiuj tutaj swoją pierwszą wypowiedź). Ale do rzeczy...

Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy po obejrzeniu "A Serious Man", było uderzające podobieństwo między główną postacią Larrym Gopnikiem a Józefem K. z "Procesu" Kafki. I to właśnie na podstawie zestawienia ze sobą filmu i książki opieram swoją interpretację. "Proces" ma dwie główne interpretacje, jedną jest ukazanie społeczeństwa, jako zbiurokratyzowanego, totalitarnego systemu uciskającego jednostkę, nie o tą mi chodzi. I drugą, egzystencjalną, gdzie Józef K. jest przedstawiony jako zwykły, przeciętny człowiek, żyjący z dnia na dzień, pracujący jako urzędnik. Jego życie ulega zaburzeniu w momencie gdy zostaje oskarżony, tuła się po sądach, cała atmosfera jest owiana w absurd, nie wie za co jest oskarżony, nie wie co go czeka, zadaje pytania, ale nie uzyskuje odpowiedzi. Ale konkluzja Kafki jest prosta, winą Józefa K. była jego przeciętność, to że nie potrafił żyć inaczej, to że nie miał marzeń, własnego zdania, niczego nie dokonał, że powielał tylko to czego oczekiwało od niego społeczeństwo. "Śrubka w mechanizmie" nic poza tym.

Podobieństwa z Larrym Gopnikiem, są oczywiste. To też jest postać która, żyje życiem jakiego od niego oczekiwali inni. Zwyczajnym. Kiedy wszystko zaczyna się sypać, kiedy w jego życie wkrada się absurd, poszukuje odpowiedzi w tradycji, u innych, ale sam nie jest zdolny do wyzwolenia się, do podejmowania samodzielnych decyzji. Zwróćmy uwagę chociażby na jego sny. To mieszanina pragnienia wolności i ciasnych zasad którym jest wierny. Sen kiedy uprawia seks z sąsiadką, kończy się wizją kiedy Sy zabija deski nad jego trumną mówiąc o wierności małżeńskiej (kontrast: marzenie kontra rola społeczna). Kolejny sen, kiedy jego brat płynie łodzią do Kanady (pragnienie pomocy/pozbycia się brata), ale Larry pomaga mu za pośrednictwem pieniędzy z łapówki, co kończy się wizją egzekucji brata i jego samego (poczucie winny z powodu złamania zasad i przyjęcia łapówki). Jeszcze lepszy przykład, rabini. Po wizycie u pierwszego rabina, będąc potem u prawnika Larry recytuje formułkę którą usłyszał z ust młodego rabina, jednak szybko traci w nią wiarę. Drugi rabin raczy go równie banalną historią, ale radzi mu "pomoc innym nie zaszkodzi", dlatego Larry zjawia się u sąsiadki. Będąc u niej mówi, że złożył tą wizytę z nadzieją, że potrzebuje w czymś pomocy. Natomiast gdy pani Samski, po tym jak Larry wspomina o kryzysie małżeńskim, pyta się go czy tak jak ona "czerpie przewagę z wolności" (w domyśle seks) ten jest zupełnie zdezorientowany ("what?") nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby zdradzić żonę (a raczej "byłą" żonę). Te przykłady można mnożyć i mnożyć...

A koniec jest najbardziej sugestywny, kiedy wydaje się, że wszystko wraca do normy (żona która przytula się do niego podczas bar micwy syna, upragniony pełny etat na uniwersytecie), nagle telefonuje do niego lekarz, prosząc o pilny kontakt (w domyśle coś bardzo poważnego dzieje się z jego zdrowiem) a na sam koniec symbolika z nadciągającym tornadem, jest jednoznaczna: nic samo się nie ułoży, trzeba samemu wziąć odpowiedzialność za własny los, działać, być sobą. To wszystko sprawia, że cytowana teza żydowskiego, średniowiecznego myśliciela z początku filmu, Rasziego, zostaje wykpiona! Jego : "Ze skromnością przyjmuj wszystko, co ci się przytrafia" brzmi groteskowo w zestawieniu z wymową filmu!

Moja ocena "A Serious Man" : 9/10

ocenił(a) film na 7
David_Ames

Dzięki za tą interpretację. Rzeczywiście, nieco pomogła zrozumieć mi cały
film. Muszę zdecydowanie jeszcze raz obejrzeć całość i zwrócić większą
uwagę na pojedyncze sceny i wszystkie metafory, które są w nich zawarte.
Oglądając za pierwszym razem, za bardzo skupiłem się na obrazie jako
całości nie interpretując dokładniej poszczególnych scen, a bez tego,
całkowite zrozumienie wizji Coenów jest bez wątpienia niemożliwe.

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Twoja interpretacja faktycznie jest niezła. porównanie do procesu daje radę.

ale siłą tego filmu jest to, że można go interpretować na różne sposoby i z racji, że jest to trudniejsze dzieło, można się delektować tym filmem jeszcze długo po seansie, dyskutując nad jego symboliką właśnie. no i produkcja zachęca do ponownego obejrzenia, by sprawdzić, czy nasza interpretacja faktycznie pokrywa się z fabułą :P

ludzie, którzy piszą, że film jest głupi i bez sensu są widocznie ociężali umysłowo i zbyt leniwi, by chwilę posiedzieć i pomyśleć. ale takie już nam się porobiło społeczeństwo.

ocenił(a) film na 9
toperzniet

Masz rację, jak się dobrze zastanowić, to film można odbierać różnie. Ale najważniejsze jest to, że owa treść niesie za sobą głębsze przesłanie. Że to nie jest tylko ciekawy i błyskotliwy scenariusz, ale za tym idzie coś więcej. A co do Twojego ostatniego zdania, to uważam, że obecnie film głównie oglądają osoby, chcące obejrzeć wszystkie nominacje. Z czasem, powinno przybyć więcej pozytywnych opinii. Na imdb.com ocena przyzwoita 7,5 , a na filmwebie marne 6,6 eh...

toperzniet

może nie dorośli do niego, zwykle gdy wchodzę na ich profil to widzę jak oceniają filmy to wiem na jakim etapie są, zwykle są na etapie gwiezdnych wojen i władcy pierścieni

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Czytałam komentarz Petersena i jego zdaniem przesłanie filmu brzmi mniej więcej "wrzuć na luz, zdystansuj się wobec świata, siebie i tego co ci się przytrafia" - i z tym częściowo się zgadzam.

Według Ciebie z kolei cyt. "symbolika z nadciągającym tornadem, jest jednoznaczna: nic samo się nie ułoży, trzeba samemu wziąć odpowiedzialność za własny los, działać, być sobą".

Ja zakończenie interpretuje właśnie inaczej. Wymowne jest to co twórcy serwują Gopnikom na zakończenie: Larry'emu - chorobę (najprawdopodobniej śmiertelną), a jego synowi - tornado. Dwie rzeczy, na które człowiek nie ma wpływu, nie może im zapobiec. Jakoś więc kłóci się to z wzięciem odpowiedzialnośći za swój los. Kiedy po fali nieszczęść życie Larry'ego trochę się naprostowało, spotyka go choroba. Kiedy Danny po wielu perypetiach w końcu odzyskuje radio i może zwrócić kasę swojemu prześladowcy, na jego szkołę nadciąga tornado i tamto przestaje mieć znaczenie.

Druga rzecz to religia. Nie wiem jaki jest prywatny stosunek braci Coen do judaizmu lub religii jako takiej, ale w filmie religia jest pokazana z przymrużeniem oka, jako ta która nie daje odpowiedzi (choć nie traktowałabym też filmu jako ataku na religię co najwyżej braci obnażają małą hipokryzję każdej religii). Tak naprawdę nikt nic nie wie. Rabini silą się na mądrości, ale nie potrafią udzielić konkretnej rady. Religia jest raczej tradycją niż sprawą duchową czy wyznacznikiem jak postępować w życiu. Na bar micwie wzrusza się niewierna żona, młody Gopnik ćpa tuż przed ceremonią. Ale jest też jedna ważna choć wydaje się banalna rzecz. Proste przesłanie, które daje Danny'emu najstarszy rabin "staraj się być dobrym człowiekiem". Nie wiemy co czeka nas w życiu i co będzie potem, ale z pewnością nie zaszkodzi być dobrym człowiekiem. Słowa rabina korespondują też z mottem z początku filmu czyli "z pokorą przyjmuj wszystko, co ci się przytrafia".

A co do przeciętności Larry'ego i faktu, że zachowuje się jak dupa wołowa, zwłaszcza w relacjach z żoną i jej kochankiem, swoimi dziećmi, bratem czy bezczelnym uczniem, to z pewnością Coeonowie nie pochwalają pasywności. Pokazują właśnie jak miałkie, nudne i mizerne jest życie kogoś kto jest nadmiernie poukładany, nie potrafi walczyć o swoje i nie potrafi czerpać z życia radości. Ponieważ na wiele rzeczy nie mamy wpływu, wiele rzeczy jest dla nas niezrozumiałych, powinniśmy wszystko traktować z dystansem.

Dybuki, koty Schrodingera, cały ten wątek "jednocześnie żywy i martwy" świadczy, że filmie chodzi o nieprzewidywalność życia, niewiedzy co do przyszłości i niemożności wpływania na nią. Mimo to wciąż powinniśmy być dobrymi ludźmi.

Przesłanie jest z wielowątkowe. I pewnie każdy ma po trosze rację. Ale dla mnie te właśnie aspekty wysuwają sie na pierwszy plan. Przynajmniej po pierwszym obejrzeniu.

ocenił(a) film na 9
Polly_81

"Wymowne jest to co twórcy serwują Gopnikom na zakończenie: Larry'emu - chorobę (najprawdopodobniej śmiertelną), a jego synowi - tornado. Dwie rzeczy, na które człowiek nie ma wpływu, nie może im zapobiec. Jakoś więc kłóci się to z wzięciem odpowiedzialnośći za swój los."

Nie, nie kłóci się to ze sobą. Weźmy dla przykładu, w domyśle, śmiertelną chorobę, jeśli potraktuję się ją jako symbolikę(!), to wszystko pasuje. Cały czas trzymam się swojego porównania z "Procesem". Kiedy życie Larry'ego zaczyna się komplikować przez serię nieco absurdalnych wydarzeń, ten zachowuje się biernie, próbuje właśnie z ową cytowaną pokorą przez to przebrnąć. Tyle, że jego pokora, to bezrefleksyjne poszukiwanie rad u innych, z pozoru predestynowanych do tego osób w jego środowisku (rabini). Kiedy nagle podczas bar micwy, los odwraca się ukazując jaśniejszą stronę, wydaje się, że rzeczywiście, owa "pokora" przyniesie pozytywny skutek. To jest świetna zagrywka ze strony Coenów, którzy znani są z wykpiwania ludzkich wad. Bo kilka scen dalej, owa bierność i "pokora" zostają wykpione, kiedy Larry dowiaduje się o pilnym wezwaniu do lekarza. Owego wezwania by nie było(na początku filmu lekarz mówi o nim, że jest okazem zdrowia), gdyby zrozumiał dlaczego los go doświadcza i wyciągnął wnioski. Tak samo jak w "Procesie", gdyby Józef K. zrozumiał swoją winę, za co jest oskarżony, zmienił się, nie byłoby końcowej egzekucji. Poza tym kolejna symbolika, w "A Serious Man" mamy trzech rabinów, jest to nawet podkreślone przez twórców trzema napisami pojawiającymi się na ekranie. Porównanie do "Opowieści Wigilijnej" ? Być może, tam mieliśmy trzy duchy, które wywierały wpływ na głównego bohatera, trzeci duch milczał, podobnie u Coenów, trzeci rabin nie zamienił z Larrym ani słowa.

Inna sprawa to syn Larry'ego, z nim można wiązać owo światełko w tunelu, jakieś pozytywne przesłanie filmu. Z tym, że wyciągnie wnioski z rady Marshaka "bądź dobrym człowiekiem", z tym, że "tornado" jeszcze go nie dosięgnęło, że ma całe życie przed sobą. Abstrahując od tego, napisałaś, że słowa Marshaka korespondują z mottem "z pokorą przyjmuj to co Ci się przytrafia" w jaki sposób? Bo ja tego nie widzę.

"Dybuki, koty Schrodingera, cały ten wątek "jednocześnie żywy i martwy" świadczy, że filmie chodzi o nieprzewidywalność życia, niewiedzy co do przyszłości i niemożności wpływania na nią. Mimo to wciąż powinniśmy być dobrymi ludźmi."

Nie, to świadczy o tym, że zapełniamy sobie życie różnego rodzaju bzdurami(Larry mówi "nawet ja nie rozumiem martwego kota"), którym na siłę próbujemy nadać sens, lub pragniemy żeby one nadały sens naszemu życiu. Zamiast szukać prostych rozwiązań, być sobą, kierujemy się często irracjonalnymi przesłankami prowadzącymi nas do rzeczywistego zła. Weźmy chociażby owego Dybuka z początku filmu. Religijny zabobon (wiara w Dybuki, czyli w złe duchy mogące opętać ciało zmarłego), prowadzi kobietę do morderstwa (prawdopodobnie). Mimo, iż nie jest to powiedziane dosłownie, sens tej sceny jest dla mnie jasny, bo nie sądzę, żeby twardo stąpający po ziemi bracia Coen, próbowali nam wcisnąć banał o ewentualnym życiu pozagrobowym (po kilkunastu sekundach wokół noża pojawia się krew na ubraniu, co rozwiązuje kwestie ewentualnego ducha).

Podsumowując, w moim mniemaniu, ciężko jest obronić tezę o pozytywnym przesłaniu filmu, o tym, że pokora jest tu pozytywną wartością. Najlepszy przykład to Sy Ableman, jedyna postać, która postanawia działać. W trzy lata po śmierci swojej żony, odbija z zimną krwią kobietę Larry'ego, potem upokarza go proponując mu przeprowadzkę do hotelu. Tuż przed wypadkiem, widzimy go jak w najlepszym humorze, jedzie samochodem grać w golfa. W tym samym czasie Larry jest w rozsypce, rozpaczliwie poszukując odpowiedzi. Można z całą pewnością stwierdzić, że Ablemanowi brakowało pokory. W końcu ginie w wypadku samochodowym, ale umiera szczęśliwy.

Pozdrawiam! Miło w końcu z kimś podyskutować;)

ocenił(a) film na 8
David_Ames

Dawno nie widziałem na FilmWebie tak inteligentnej dyskusji :) Miło się takie coś czyta, bo mimo, że ogólne przesłanie filmu chyba zrozumiałem, to dzięki Wam całość stała się jeszcze jaśniejsza.

Ja dodam jeszcze coś od siebie, poza tą całą egzystencjalną otoczką. Niektórzy mogli nie zrozumieć o co chodzi ostatniemu rabinowi, który po Bar micwie wymienia nazwiska i wspomina o samolocie. Chodzi oczywiście o zespół Jefferson Airplane, którego piosenka "Somebody to Love" przewija się przez cały film. Słowa, które wypowiada to również tekst tego utworu.

ocenił(a) film na 9
LESZ3u

Właśnie, Jefferson Airplane! Szczerze powiedziawszy musiałem trochę poszperać w necie żeby upewnić się, że nazwiska wymieniane przez trzeciego rabina, to właśnie członkowie tego zespołu:) Ten motyw przewodni ("Somebody to Love") jest akurat wodą na młyn, dla zwolenników pozytywnego przesłania filmu. Ale z drugiej strony, podkreśla to jak wieloznaczne przesłanie ma "A Serious Man".

ocenił(a) film na 7
David_Ames

No muszę przyznać, że odwaliliście kawał dobrej roboty ;) Rozwialiście wszystkie moje wątpliwości jakie miałem po obejrzeniu tej produkcji, teraz wszystko nabrało większego sensu. Ja jednak do filmów braci Coenów chyba powrócę po latach bo póki co jakoś nie robią na mnie spodziewanego wrażenia, może zwyczajnie muszę jeszcze bardziej filmowo dojrzeć ;)

ocenił(a) film na 9
Rimmi87

Wszystkie te postawy bohaterów i sytuacje, które im sie przytrafiają pokazują właśnie, że bierność czy działanie i wszystko inne nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia - bo życie jest i tak nieprzewidywalne i bez względu na to jak się postępuje nie wiadomo co nadejdzie jutro.
Trzeba po prostu samemu szukać wewnętrznego spokoju, szczęścia czy czego tam jeszcze... postępować w zgodzie ze swoim sumieniem, wewnętrznym "ja" - dlatego rewelacyjna jest pierwsza scena, w której oboje z małżonków są święcie przekonani o swojej racji, i kobieta po przebiciu nożem "gościa" uważa że postąpiła dobrze :)
A "Somebody to Love" to nie jedyna piosenka JA w tym filmie, przewija się ich kilka i wszystkie pochodzą z jednej płyty, "Surrealistic Pillow", płyty kultowej i symbolicznej w tamtym okresie, co również nie jest przypadkiem.

ocenił(a) film na 10
_B_a_r_t_

Myślę, że trafiłeś w sedno. Sam fakt, że ostatni rabin, który pokazany jest tu jako rabin najmądrzejszy i najstarszy nie waha się posłużyć słowami piosenki - nie widzi nic złego w posłużeniu się słowami piosenki można powiedzieć kulturowo czy czasowo ( w sensie tego, że jest elementem nowoczesności i popkultury) nie pasującej do jego pozycji społecznej i religijnej - to, że przytacza te słowa jako odpowiedni komentarz wkroczenia w dorosłość i wskazówkę na dalsze życie dla młodego człowieka - tego jaką droga ma podążać - to właśnie odbieram jako komunikat, że najważniejsze jest by nie postępować wbrew sobie i by mieć szacunek dla własnych wyborów, własnej natury i samego siebie. Ten młody chłopak dopiero wkracza w dorosłość i w tym wieku jeszcze ma tendencję do podążania za własnym ja. Podejmowania decyzji i wyborów, które przez osoby dorosłe zazwyczaj są oceniano jako nieprawidłowe. Jednak jeśli da się "urobić" jak większość osób i wtłoczyć w ciasną rolę społeczną zachowując się tak jak "wypada", to raczej skończy jak jego ojciec, czyli stanie się zagubionym człowiekiem niemal całkowicie pozbawionym własnej osobowości i nieświadomym własnych pragnien. Liczącym na to, że skoro zrezygnował z własnego ja, z wewnętrznych podszeptów co do osobistych wyborów (w tym nawet takich najbardziej prymitywnych jak seks z sąsiadką) i zgodzi się postępować jak "prawy człowiek" i dobry żyd, to powinien być szczęśliwy i mieć poukładane życie. Jak pokazuje film i jak pokazuje życie wyrzeczenie się siebie i przybranie postawy społecznie pożądanej prowadzi jedynie do zagubienie się w świecie, utracenia celu życia i bycia martwym, wegetującym, nie przygotowanym na ciosy, które na pewno nadejdą. Jest tu tez nutka ironii w stosunku do kultury żydowskiej, jednak z drugiej strony urok i mądrość judaizmu polega właśnie na tych wszystkich niedomówieniach i zachęcaniu do własnych poszukiwań. Można to pokazać tak, że wydaje się to wręcz śmieszne i w sumie nie widzę w tym nic złego, bo to także - taki sposób ukazania tego - prowokuje do rozważań ponieważ zmusza do zastnaowienia nad tym czy ma to sens. Brak gotowych odpowiedzi. Niby brak pomocy, a z drugiej strony stymulacja do własnych poszukiwań i wręcz do obudzenia się, że odpowiedzi tkwią w nas i nie powinniśmy zdawac się na osądy innych. Iść do rabina, zadawać pytanie i postępować według udzielonej odpowiedzi. To byłoby jak egzystencja zombie - zero własnych wyborów, tylko podążanie za uzyskanymi wskazówkami. Podoba mi się w judaizmie właśnie ta chęć stymulowania ludzi do własnych rozważań, by wreszcie obudzili się i spróbowali zastanowić jaka droga jest dla nich najlepsza. Nie jaka jest dobrze widziana przez innych, nie jaka jest dobra dla przeciętnego człowieka, żyda czy nie żyda, albo np. sąsiada. To taki pobudzanie własnego ja - swojej oryginalności.

Eleonora

Może i z sensem piszesz, ale Twojego postu nie da się czytać! Rób odstępy, jakieś akapity. Nie katuj ludzi tak długim jednolitym blokiem tekstu. Popatrz jak inni piszą i weź z nich przykład: AKAPITY i jeszcze raz AKAPITY gdy zaczynamy nową myśl!

Pozdrawiam :-)

ocenił(a) film na 10
krzysyek

sorry, ale to nie był zbyt długi tekst. Z postem tej długości i bez podziału na akapity powinieneś sobie jednak poradzić.

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Bracia Coen powinni stworzyć wykładnię "A serious man" bo tyle tu możliwych interpretacji. Może kiedyś uda mi się znaleźć jakiś wywiad z nimi i przekonać się "co tak naprawdę autor miał na myśli?". Póki co możemy jedynie zgadywać.

Dybuki i kot Schrodingera jako bzdury i zabobony, którymi niepotrzebnie zawracamy sobie głowy? - rzeczywiście, ma to sens. Aczkolwiek nie są to przypadkowe zabobony. Zarówno w dybuku jak i kocie chodzi o bycie jednocześnie żywym i martwym, taki też jest poniekąd stan Larry'ego w końcówce filmu. Jest żywy, ale jednocześnie śmiertelnie chory. Myślę więc, że ich użycie w filmie jest symboliczne jako anlaogia do położenia Larry'ego jak i symbol balansowania pomiędzy dwoma rzeczywistościami, niemożności poznania prawdy, niewiedzy i takie tam.

cyt. "Abstrahując od tego, napisałaś, że słowa Marshaka korespondują z mottem "z pokorą przyjmuj to co Ci się przytrafia" w jaki sposób? Bo ja tego nie widzę.
Bycie dobrym i bycie pokornym może nie jest zupełnie tożsame, ale wg mnie to dość bliskie sobie pojęcia. Być pokornym czyli wyrzekać się pychy, być skromnym, to również często poruszany wątek w Biblii.Bycie pokornym nie oznacza bierności, pasywności w życiu. W motcie chodzi raczej o godne życie. Dlatego moim zdaniem rada rabina "bądź dobrym człowiekiem" koresponduje z mottem "bądź pokornym". A czy to motto było przewrotne? Czy w rzeczywistości bracia w "ASM" wyśmiewają pokorę? Być może, znając ich przewrotność... Właściwie niczego nie jestem pewna.

Nie zauważyłam żeby Sy Ableman umarł szczęśliwie. W pierwszym momencie jego wypadek uznałam nawet za karę za jego brak pokory. To, że w przeciwieństwie do Gopnika żył asertywnie nie oznacza, że z nim "wygrał". Jakkolwiek będziemy żyli pokornie czy też nie, na pewne sprawy nie mamy wpływu.


ocenił(a) film na 9
Polly_81

Twoje zestawienie z sobą dybuka, kota Schrodingera i Larry'ego Gopnika jest bardzo interesujące, jednocześnie martwi i żywi. Można się spierać co do wniosków, co ta symbolika oznacza. Napisałaś, że jest to "symbol balansowania pomiędzy dwoma rzeczywistościami, niemożności poznania prawdy, niewiedzy". Wszystko by się zgadzało, ale Larry został przedstawiony jako jednostka nieporadna, niepotrafiąca wyciągać wniosków, zupełnie niezaradna, wręcz groteskowa. Jest chodzącym zaprzeczeniem indywidualizmu (przez cały film w różnych momentach pojawia się kluczowe zdanie "I haven't done anything"). Tak więc można odbierać tą symbolikę również w następujący sposób: Larry jest "żywy" w sensie fizycznym, ale "martwy" osobowościowo.

Co do drugiego akapitu, to spierać się nie będę. Bo można "pokorę" ukazaną w filmie, odbierać i w ten sposób o którym piszesz, to kwestia indywidualna. Natomiast co do Ablemana to, uważam, że on wygrywa z Gopnikiem, bo oboje w końcu umierają (jeśli założymy, że Larry jest śmiertelnie chory) i na to nie mają wpływu. Ale wpływ mieli na to wszystko czego dokonali żyjąc, Ableman działał i to działał skutecznie, zgodnie z własną wolą. A Larry? Kiedy widzi się jego nieporadność, to aż człowiek ręce załamuje. On nie tylko nie ma wpływu na wydarzenia losowe, ale On nie ma nawet wpływu na swoje życie w żadnym aspekcie. Jest "martwy" od samego początku. Dlatego końcową chorobę, łatwo odebrać jako karę.

To jak różnymi jednostkami, względem podejścia do życia, są Larry i Sy, obrazuje jeden ze snów tego pierwszego. Sen, kiedy oboje znajdują się na sali wykładowej jest parabolą. Larry twierdzi w nim, że nie mamy na nic wpływu, nie dane nam jest poznać odpowiedzi, że jesteśmy czymś na kształt marionetek losu. Sy się z nim nie zgadza, twierdząc że "życie to sztuka możliwości" (oczywiście podczas snu pada słowo matematyka a nie życie, ale metafora jest oczywista), a więc reprezentuje przeciwstawny pogląd. Co w zestawieniu z tym jak bracia Coen "pastwią" się nad Larrym przez cały film, ukazując go w groteskowych barwach, daje nam być może odpowiedź, jaka naprawdę postawa została w filmie wyśmiana.

ocenił(a) film na 10
David_Ames

Myślę, że trop kafkowski jest dobry - zwłaszcza ze kafkę można przypisać całej twórczości Coenów. Barton Fin, Big Lebowski, Fargo, Człowiek, którego nie było - we wszystkich tych filmach odżywają duchy Józefa K. Jeżeli jednak Kafka był bardzo poważny i megatragiczny, a bohaterowi mogliśmy jedynie współczuć, to bracia Coen są bardzo współcześni, by nie rzec utarcie, postmodernistyczni. Ich wydanie postmodernizmu jest tym, co ciągle żyje i się świetnie sprawdza. Kiedy piszesz o tym, że Ableman wygrywa z Gopnikiem - ja pytam - w jakim sensie wygrywa? Sen Gopnika przedstawia Ablemana z jego punktu widzenia śniącego. To normalne, że był w nim kontrastowo przedstawiony zważywszy na rolę jaką rzeczywisty Ableman odegrał w małżeństwie Gopnika. Mistrzowsko Coenów polega na tym, że obśmiewają wszystko. Nie ma tu goteski kąśliwej, mocno ironicznej. W wykonaniu Coenów jest to czułe obśmiewanie, z dużą dozą sympatii do bohaterów. Każdy z nich radzi sobie (lub nie) z problemami dnia codziennego na swój sposób. Czy jest to postawa asertywna czy bierna - wszystkich łączy to, że i tak umrą. A u Braci nawet śmierć jest traktowana z przymrużeniem oka. Nic nie jest tu takie jak się wydaje. Poetyka snu przewija się przez caly film - rzeczywistość jest nie do końca odgadniona - i nie mam tu na myśli tylko tych wyraźnie oddzielonych sekwencji snu głównego bohatera (np. ciągłe powtarzanie się np. ucieczki syna Gopnika przed Grubaskiem jest jak powtarzający się do znudzenia koszmar).

Końcowego telefonu do Gopnika nie odbierałbym jako kary - zwłaszcza, że bohater badał się już na początku filmu. Chociaż i w ten sposób też można tak odczytywać - w oparach postmodernistycznego wymieszania wartości, równoczesnego występowania wysokiego uczucia wiary, tradycji, a laickiej, matematycznej racjonalności - tak naprawdę nic nie jest w stanie pomóc bohaterowi w obliczu osobistych tragedii. Sugestię o karze potęguję decyzja o zmianie oceny i zaliczeniu testu Koreańczykowi - można się zastanawiać, czy od tego incydentu wszystko zaczęło się sypać w życiu bohatera? Gopnik naruszając swoje zasady i naginając poczucie własnej moralności został ukarany za to, że nie pozostał wierny samemu sobie. Można tak odbierać, ale - jak pisałem - nie trzeba. Ostatni telefon to po prostu kolejne zdarzenie losowe, na które główny bohater nie ma wpływu. Gopnik w dużej mierze przypomina allenowskiego intelektualistę-neurotyka, który dużo gada, miota się ze swoją żydowskością i przeszłością, ale nie jest w stanie skutecznie działać. To też jakaś diagnoza współczesności i dzisiejszego człowieka. Ale żeby się od razu "pastwić?" Nieee.

Nie wiem dlaczego pominąłeś interpretację "administracyjną" Kafki. Podobnie jak rzeczywistość Józefa K, która wywiera na niego wpływ bez jego wiedzy i sprawia, że czuje się jednostką totalnie zagubioną, trybikiem w wielkiej machinie społecznej, tak samo jest u Coenów. Rzeczywistość "amerykańskiego snu", domków na przedmieściach, poukładania sobie życia, tak aby było harmonijnie i spokojnie to cel nadrzędny tamtych czasów - i dzisiejszych też. Niezwykła seria przypadków rujnujących zbudowaną pieczołowicie "fasadę", którą wybudował sobie Gopnik, idealnie została wygrana w kolorowych latach 60, które miały być dla człowieka rodzącego się społeczeństwa konsumpcyjnego domieszką raju na ziemi. Końcowe tornado i piosenka "somebody to love" (1967?) to zapowiedź rewolucji kulturowej, która lada dzień ma nastąpić i ostatecznie zburzyć sielankową rzeczywistość.

To co zostało wyśmiane, to przede wszystkim rzeczywistość, a nie konkretna postawa.

ocenił(a) film na 9
Morolg

"To co zostało wyśmiane, to przede wszystkim rzeczywistość, a nie konkretna postawa."

To my kształtujemy rzeczywistość przez swoje postawy, zdecydowanie to decyzje (a raczej ich brak) Larry'ego zostały wyśmiane, to on jest na pierwszym planie przez cały film, to on symbolizuje bierność, a ta z kolei determinuje rzeczywistość (szarą i jednostajną) w jakiej żyje, a raczej wegetuje.

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Dziękuję wszystkim za inteligentną dyskusję (aż łezka się kręci w oku, kiedy się widzi, że na Filmwebie wypowiadają się także myślący użytkownicy). ;)
Chciałam zawrzeć swoją interpretację pierwszej sceny dotyczącej Dybuków. Moim zdaniem pokazano w niej, że możemy patrzeć na życie w dwojaki sposób. Tak, jak kobieta - wierząc w istnienie świata metafizycznego, w istnienie Dybuków i będąc pewnym, że zabijamy złego ducha albo tak, jak jej mąż (i jak zauważyłam David_Ames) myśląc, że Dybuki to przesądy i, że widzimy przed nami człowieka z krwi i kości, a nasza żona dokonała morderstwa. Trzeba zauważyć, że w filmie nie ukazano czy ten mężczyzna zginął. Pozostało niedopowiedziane czy był jednak Dybukiem lub czy znaleziono następnego dnia jego martwe ciało.
Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
Polly_81

@ Polly_81

nie uogólniałbym. w filmie jest niewątpliwie zawarte ironiczne odniesienie do tradycji żydowskiej, własnej tradycji Coenów. Rozciąganie tego na religię Azande, chzreścijanstwo i buddyzm nie znajduje w filmie żadnej podstawy.

David_Ames

cyt : "Zwróćmy uwagę chociażby na jego sny. To mieszanina pragnienia wolności i ciasnych zasad którym jest wierny."

Ja bym tu zwrócił jeszcze uwagę na fakt, iż w momencie gdy Larry w końcu decyduje się złamać zasady i wymazuje niedostateczną ocenę Koreańczykowi otrzymuje telefon od lekarza i jego synowi zaczyna bezpośrednio zagrażać tornado - można to zinterpretować według mnie jako rodzaj "kary bożej". Czyli -> bądź dobrym człowiekiem, staraj się żyć nieprzeciętnie, ale pamiętaj, że "są granice, których przekroczyć nie wolno".

Film świetny, na pewno z gatunku takich, do których wraca się po latach.

Pozdrawiam (fajnie, że komuś się chce interpretować takie filmy, a nie tylko oglądać je bez przemyślenia :)

ocenił(a) film na 9
wrcfan

Tylko, że ta "kara boża", gdyby ją w taki sposób interpretować, wypadałaby zbyt banalnie. Ale z drugiej strony, daje to możliwość wieloznacznego odbioru filmu. A to którą interpretację wybierzemy, zależy w znacznym stopniu od naszego indywidualnego światopoglądu i doświadczeń. Również pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Wiem, że to może się wydawać banalne, ale mi ten film przypominał biblijną przypowieść o Hiobie. Bóg wystawiał Larrego na próbę i pod koniec filmu wydaje się, że wszystko wraca do normy, dzięki wytrwałości Larry zyskuje przychylność losu, aż do momentu, gdy zmienia ocenę Koreańczykowi, wtedy to, nieszczęścia zaczynają do niego wracać. Banalne i głupie, ale chyba pasuje.
Traktowanie śmierci Sy Ablemana jako kary za niemoralne zachowanie (czy też jako karę za brak pokory) może wzmocnić tę interpretację. A jeszcze walka prawników o granicę posesji Larrego, można uznać za próbę oporu, wzięcia spraw we własne ręce. Pamiętacie jak się to kończy? Prawnik zajmujący się tą sprawą umiera.

Nie podoba mi się taka interpretacja, ale wydaje się być bardziej prawdziwa od Twojej, Dawidzie Amesie.

Pozdrawiam ;)

ocenił(a) film na 9
Marian_12

No cóż, to jest najprostsze z możliwych wyjaśnień, ale ma podstawową wadę. Twoje rozumowanie oparte jest na kilku, wyrwanych z filmu, faktach. Pomijasz inne zasadnicze kwestie zawarte w filmie, wizyty u rabinów i ich banalne rady, groteskową postać nieudacznika Larry'ego, znaczenie jego trzech snów i wizyty w domu pani Samsky, pierwszą scenę z dybukiem itp. Poza tym nie sądzę, aby bracia Coen, raczyli nas tak banalnym przesłaniem. Jest to raczej celowy zabieg, mający skomplikować fabułę i odbiór filmu, czyniąc go wieloznaczeniowym.

Jeszcze jedno, teraz sobie przypomniałem, w środku filmu było jedno zdarzenie, które może obalać twierdzenie o chorobie Larry'ego jako karze za przyjęcie łapówki. W scenie kiedy Larry naprawia antenę na dachu i podgląda sąsiadkę, mdleje (widzimy jego bladą twarz, po czym następuje najazd kamery na niebo, a kolejna scena rozpoczyna się, kiedy Larry leży, bodajże, na łóżku, przykładając sobie mokry ręcznik do czoła). Wygląda to na sugestię, że już wtedy Larry cierpiał na jakąś chorobę, ale dowiedział się o tym dopiero później. Pozdr.

ocenił(a) film na 9
David_Ames

To że Larry zemdlał po tym jak podpatrywał sąsiadkę, można też potraktować jako karę, pierwsze ostrzeżenie zesłane z nieba, za niemoralne zachowanie.

Co do wizyt u rabinów i ich nietrafne rady sprawiają wrażenie, że Coenowie drwią z religii. Pewnie tak właśnie jest, ale to nie znaczy, że wykluczają istnienie Boga. Inne rzeczy, które pominąłem przemawiają za prawdziwością Twojej interpretacji, ale nie wydaje mi się żeby obalały moją.

Natomiast, mówienie o jego nieszczęściach, jako karze za brak woli walki, nie odpowiada mi z kilku względów: jego brat, co właściwie miałby z nim zrobić, jak inaczej postępować? Gdzie w tym przypadku leży jego wina? Po drugie, gdy jego sąsiad chciał przesunąć granicę jego posiadłości, nie był kompletnie bierny, lecz sprawę próbował załatwić przez prawników. Po trzecie przesłanie typu odbijaj żony swoich znajomych, wyrzucaj ich z mieszkania, a umrzesz szczęśliwy - wydaje mi się mniej prawdopodobne.

Po obejrzeniu filmu pierwsze moje wrażenia były takie, że większość scen w filmie nie ma żadnego znaczenia, że jest on zwykłą zabawą z widzem. Niech tak będzie, bawmy się dalej.

ocenił(a) film na 9
Marian_12

Twoje wyjaśnienie też ma mocne podstawy. W ogóle odnoszę coraz większe wrażenie, że konstrukcja filmu została, celowo tak zbudowana, aby wykluczyć, jedną możliwość interpretacji, a umożliwić wieloznaczny odbiór obrazu. Na tą chwilę w tym wątku, mamy trzy różne interpretacje. Co do zabawy z widzem, to cały film nim jest, ale nie zgodzę się, że większość scen nie ma znaczenia. Jest wręcz przeciwnie, wystarczy poczytać komentarze powyżej, żeby uświadomić sobie jaką owe sceny niosą symbolikę i jak różnie można je odczytywać. Poza tym sama postać Larry'ego jest zbyt groteskowa, aby jedynym przesłaniem filmu była kara za niemoralny postępek. Co do Ablemana, to nie chodzi mi o jego konkretne czyny, ale o to, że w ogóle podejmował jakiekolwiek decyzje i działał.

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Nie żebym jakoś odkrywał tu Amerykę ale chciałem szacownych rozmówców pogodzić:

Mam wrażenie, że Coenowie maltretując głównego bohatera (i jego syna, który trochę jak u Rotha w kompleksie Portnoy'a - swoim pustym buntem udowadnia tylko, że od swojego "żydostwa", rozumianego jako nasiąknięcie tradycją, nakazami i zakazami, nie ucieknie) mówią coś w tym guście:

życie nie rozpieszcza, możesz być pasywny i nikomu nie wadzić, możesz być asertywny i bezkompromisowy, możesz obrażać autorytety lub takim autorytetem zostać... ale i tak możesz dostać raka! :)

ubierając to w mniej banalne słowa - niezależnie od postawy życiowej, czekają cię dobre i złe chwile, ergo - każda postawa jest równie dobra.

tyle, że życiowa filozofia (dużo powiedziane) Larrego stawia go w roli uschniętego listka, który porywa wiatr, bezwolnego obserwatora wydarzeń, ofiary losu... więc może lepiej próbować wziąć los w swoje ręce - jak Sy? też umarł, ale przynajmniej szczęśliwy.

Coenowie nie mówią chyba która postawa jest arbitralnie lepsza - po prostu pokazują, że z jednostkowego punktu widzenia, rezygnowanie z podejmowania jakichkolwiek decyzji to rezygnowanie z decydowania o swoim własnym życiu, rezygnowanie z walczenia o siebie.

przy takiej interpretacji symboliczne motywy i figury użyte w filmie tracą trochę na znaczeniu (chociaż budują bogactwo i wielopoziomowość scen). zagęszczają po prostu świat idei przedstawionych w filmie - obrazują różne "samouczki" mające podpowiadać "jak żyć" - od religii (morderstwo na "dybuku") po logikę (Kot Schrodingera to w końcu jej fundamentalny paradoks), równocześnie podważając ich praktyczną użyteczność i tym samym wiarygodność.

Coenowie mówią od dawna że nie ma gotowej recepty na dobre życie, a w tym akurat filmie, na pierwszym planie postawili obśmianą niemiłosiernie mądrość w stylu Yiddish.

ocenił(a) film na 7
cypisss

coś o sobie: często jak po filmie czuje niedosyt wiedzy o jego przekazie szukam w necie interpretacji, tak trafiłem tu i po przeczytaniu waszych postów nie mogłem się powstrzymać, żeby nie wtrącić zdania i z tego powodu nawet konto założyłem ;)

ale do rzeczy... pierwsze posty bardzo do mnie trafiały, czytając coraz niżej i niżej doszedłem do wniosku, że tak na prawdę trochę się one wszystkie kupy nie trzymają, poszczególne sceny wydają się być niby poprawie odczytane ale jak poskłada się je w całość to wg mnie to się jakoś nie układa...

no bo jeśli Coen'owie naśmiewają się z religii to nie powinno być mowy o karze za takie czy inne postępowanie, jeśli tego nie robią a film odnosiłby się w jakimś stopniu do Hioba i chwalił ją to m.in. rabini powinni być pomocni o wiele bardziej i dosadniej niż ma to miejsce...

dlatego po części mogę zgodzić się z ostatnim postem cypisssa - jedyne co tak na prawdę jest pewne to śmierć i czeka ona każdego

ps. nikt nie wspomniał o tym chyba ale Sy poza odbiciem żony pisał także donosy na Larry'ego (mówi to jego żona na bar micwie), a ten odpowiedzi na swoje problemy szukał także u prawnika co trochę wyklucza opcję, że tylko rabini są niepomocni (bo niepomocny jest każdy), podobnie nie był do końca bierny w swoim losie o czym świadczy walka o granicę posesji

ocenił(a) film na 9
ZimnyJakLod

Wtrącę się odnośnie jednej kwestii:

"nie był do końca bierny w swoim losie o czym świadczy walka o granicę posesji"

Sytuacja z granicą posesji, potwierdza akurat tezę, jak bardzo był ubezwłasnowolniony w swoich poczynaniach. Zamiast załatwić sprawę bezpośrednio z sąsiadem (z którym zamienił jedno zdanie na ten temat i od razu odpuścił), szukał znów pomocy u innych (prawnik), tak samo jak u innych szukał pomocy w ratowaniu swojego życia osobistego (rabini). Bo jeśli przejawem aktywności ma być to, że wynajął prawnika, to również za przejaw tejże aktywności należy uznać fakt, iż rozmawiał z rabinami. Ale dla mnie jest to wciąż bierność, bo Larry nie wyciąga wniosków i nie podejmuje własnych decyzji. Jego antytezą jest Sy Ableman.

ocenił(a) film na 7
David_Ames

niby tak, ale on się tego sąsiada bał, nawet śniło mu się, że ten go zabija więc mam szczere wątpliwości jak miałaby niby wyglądać jego rozmowa z sąsiadem trzymającym strzelbę w ręku na temat granicy...

ocenił(a) film na 9
ZimnyJakLod

to tak jakby obwiniać słabego za to, że się urodził słabym. Karać go za cechy charakteru. Może w myśl radykalnie liberalnej filozofii jest to czymś normalnym. Natomiast nie wiem, czy właśnie o to chodziło reżyserom.
A propos, Józef K. przez większość czasu akcji w książce stara się dojść przyczyny uznania go winnego, biega po urzędach, walczy o życie, nie jest bierny, nie jest ciotą jak Larry. Z tego co pamiętam miał kochankę, w relacjach z ludźmi był nieustępliwy, szorstki, był kawałem niezłego gnoja.

Moja interpretacja też nie trzyma się kupy, a w dodatku wydaje się być bardziej banalna, więc może kluczem do czytania tego filmu jest właśnie kot schrodingera - coś może być zarazem żywe i martwe. Każda interpretacja jest zarazem prawdziwa i nieprawdziwa. Może właśnie w tym filmie chodzi o przedstawienie sprzeczności, niepewności, tego jak bardzo świat jest nieuporządkowany.

ocenił(a) film na 8
Marian_12

a mnie sie wydaje, ze chodzi po prostu o to: niektorym ludziom przytrafiaja sie straszne gowna...niczym nie zawinili,bohater szuka odpowiedzi, interpretacji- nie ma takowej, po prostu zycie jest niesprawiedliwe...

ocenił(a) film na 8
trolik_filmaniak

Cypisss- calkowicie sie zgadzam

ocenił(a) film na 10
ZimnyJakLod

David_Ames:

Ciekawy trop z tym "Procesem" - szczególnie w aspekcie absurdalnych i groteskowych wydarzeń spotykających Larry'ego Gopnika oraz oczekiwania ogółu do określonych reakcji. Wystarczyć spojrzeć na kwestię przekupstwa przez jednego z uczniów, kolekcję płyt, które główny bohater dostaje dlatego, że nic nie robił czy spokojne sugerowanie przez Sy'a i niewierną małżonkę do wyprowadzenia się domu. U nas "Proces" odbierany jest głównie przez pryzmat totalitaryzmu i pesymistycznej analizy egzystencjalizmu w nim zawartych. Natomiast, gdy Franz Kafka czytał swoim znajomym ów "Proces", ci pokładali się ze śmiechu jak przy wybornej komedii (pisze o tym Milan Kundera, bodajże w eseju "Sztuka powieści"). Wymiar ten Coenowie dobitnie podkreślają. Choć jest w ich najnowszym filmie motyw winy i kary. Chodzi tutaj o tytułowego "Poważnego człowieka" - jest nim Sy dopóki nie wmiesza się w cudze małżeństwo, co przypłaca śmiercią. Jest nim również Larry, do momentu, w którym nie zmieni oceny swojemu studentowi. Zaraz potem dostaje telefon od lekarza (mimo, że po badaniach w początkowych scenach filmu jest zdrów jak ryba).

Braciom Coen udało się także w bardzo inteligentny sposób rozmieścić na całej swojej opowieści siatkę ironii, czy nawet subtelnego cynizmu (nie wiem czy taka zbitka pojęć jest poprawna, ale dla mnie najlepiej oddaje charakter filmu). "A Serious Man" przedstawia nam kilka sposobów na życie - Larry, czyli człowiek absolutnie wszystko przyjmujący z pokorą, niczym Eneasz, poddający się woli losu, nękany w snach tłumioną chęcią uwolnienia się od całego absurdu swojego życia, obrania innej drogi. Sy - pewny siebie, po śmierci żony nie zamierza pozostać sam do końca życia. Pani Samsky - szuka izolacji od otaczającego świata, paląc jointy i wylegując się na Słońcu. Dwóch rabinów (trzeci rabin go nie przyjmuje, bo nic nowego mu nie powie), u których wizytę składa Larry, tak naprawdę opowiada mu nic nie znaczące historie o tym, że Haszem nie rozwiąże jego problemów i by przestał się swoimi nieszczęściami dręczyć i odnalazł wewnętrzny spokój. Marshak, po bar micwie pyta (jak najbardziej egzystencjalne) syna Larry'ego, co stanie się gdy "prawda okaże się kłamstwem, a cała nadzieja w nim zginie", na co chłopiec oczywiście nie odpowiada. Marshak daje mu radę najmądrzejszą z możliwych - "Bądź dobrym chłopcem" (w domyśle - bo nawet ani ja, ani żadne inny rabin nie powie ci jak masz żyć). Naturalnie w środku całej kwestii z całą powagą, Marshak wymienia członków grupy "Jefferson Airplane" (czyli autorów przewodniej piosenki "Somebody to love", która notabene zaczyna się od słów "When the truth is found to be lies and all the joy within you dies"). Konkluzja jest taka, że każdy przedstawiony aspekt życia [sfera tradycji, religii z jej przesądami - patrz historia z dybukiem (oznaczonym w napisach końcowych znakiem zapytania) i tożsamości Żydów także warta osobnego omówienia] zbudowany jest na ironii, będącej naszą bronią przeciw niemu samemu. Nasze bytowanie to bardzo dziwne i pokręcone zjawisko, jakiemu rozpaczliwie próbujemy nadać sens, wodzący nas na manowce lub przejmujący kontrolę na naszym życie - zupełnie jak dybuk, o ile istnieje;)

Wielkie dzięki wszystkim (szczególnie osobie pod nickiem David_Ames) za świetną dyskusję, przywracającą wiarę w inteligentnych ludzi na tym portalu.

ocenił(a) film na 9
SQNboy

"Wielkie dzięki wszystkim (szczególnie osobie pod nickiem David_Ames) za świetną dyskusję, przywracającą wiarę w inteligentnych ludzi na tym portalu."


Dobra chłopaki, koniec klepania się po d*pach ;)
Oglądajcie filmy i zaczynajcie nowe wątki! Intelektualiści filmwebu łączmy się! Sięgnijmy po władzę!!! nie zgadzajmy się, sprzeczajmy, ale używajmy merytorycznych argumentów! szanujmy swoje zdanie! artykułujmy klarownie!

Naprzód!

PS. idę jutro na prasówkę Alicji Burtona (oczywiście na krzywy ryj) i mam podejrzenie że nie będzie to zwykła pusta efektowna bajeczka, ani też precyzyjna parafraza materiału literackiego...

Zapraszam po weekendzie do dyskusji :D

ocenił(a) film na 10
cypisss

Niniejszym przyłączam się do postulatu!:)

ocenił(a) film na 10
SQNboy

Motyw tradycji żydowskiej, religii i wysokich spraw jakie porusza, ważnych pytań na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi rozbija się o rzeczywistość ameryki lat 60. Co oczywiście dzisiaj w dobie rozwiniętego konsumpcjonizmu jest jak najbardziej aktualne. Czy palenie trawki, aktywny tryb życia z ideologią na wskroś amerykańską: "bądź kowalem własnego losu" (Ableman), zatracanie się w muzycznych obietnicach, nadchodząca rewolucja kulturowa - czy mogą załagodzić napięcia jakie stawia nam nieodgadniona rzeczywistość? Czy są alternatywą? Z naszej perspektywy działania dzieci kwiatów były desperackim sposobem, protestem na zakłamaną politykę rządu - dziś wydają się śmieszne i do niczego nie prowadzące - chyba że do indywidualnego, narkotycznego zaspokojenia potrzeb i pragnień. To była ucieczka "od wolności", od kreowania wspólnej, społecznej rzeczywistości. Bracia mówią o tym, że w naszej dzisiejszej multikulturowej rzeczywistości, nie ma jednej odpowiedzi. Jest ich tyle, ile ludzi na świecie - każdy i tak musi ostatecznie żyć po swojemu.

Wydaje się, że mottem Braci jest opowiadanie historii, co jest najbardziej zgodne z duchem tradycji żydowskiej i starych kultur w ogóle. Postmodernizm mówi, że Duch Wielkiej Narracji umarł? Trudno się z tym zgodzić. Snucie narracji na bolączki ponurej rzeczywistości ciągle jest potrzebne i to jest siła kina! Dzisiejsze historię muszą mieć tylko trochę więcej dystansu, nutkę ironii żebyśmy mogli w cokolwiek uwierzyć ("Ja też się czasem śmieje. Nic innego nie pozostało" jak odpowiada młodemu policjantowi Ed Tom w "To nie jest kraj dla starych ludzi"). A jeśli mają to być historie w wykonaniu Coenów, to ZAWSZE!!!!! :D

Czego sobie i Wam życze!

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Tym razem trochę z innej beczki : mały off-topik/prośba. Przed chwilą po raz pierwszy obejrzałem jeden z wcześniejszych filmów braci Coen, "Barton Fink", po którym mam podobny mętlik w głowie, jak po pierwszym obejrzeniu "A Serious Man". Zacząłem przeszukiwać forum w poszukiwaniu interpretacji, bo film jest porządnie napakowany symboliką. Najciekawiej, z tego co przeczytałem, wypada post założycielski, w tym temacie:

http://www.filmweb.pl/topic/1191388/6+-+6+-+6+(czyli+jak+to+jest+na+6.+pi%C4%99t rze).html

Ale i tak, owa interpretacja, wydaje się mi niepełna. Jeśli ktoś z was, ma czas i ochotę, to mógłby w tamtym temacie dorzucić coś od siebie. Będę wdzięczny :)

ocenił(a) film na 10
David_Ames

Mnie się podczas oglądania "Serious man" kilka razy "Barton Fink" przypominał. Już sam wygląd głównego bohatera... "Barton Fink" jednak lepszy, to moim zdaniem w ogóle najlepszy film braci.

ocenił(a) film na 9
Sqrchybyk

U mnie jak do tej pory, "Fargo", "No Country for Old Man" i "A Serious Man" mają wyższe noty niż "Barton Fink". Być może dlatego, że tematyka podejmowana przez ten ostatni, jak dla mnie, jest najmniej ciekawa (co nie znaczy, że w ogóle nie jest interesująca, bo jest).

ocenił(a) film na 10
David_Ames

Hmmm a mnie właśnie "Fargo" nie podchodzi. To przykład filmu powszechnie uznawanego za wybitny, który do mnie zwyczajnie nie przemawia. Co ciekawe "No country for old men" - film bardzo przeciez podobny do "Fargo" podobał mi sie zajebiście. "Barton Fink" to z kolei jak dla mnie przede wszystkim klimat (wymyślając ten piekielny hotel Coenowie przeszli samych siebie!), po drugie zaś aktorstwo, zwłaszcza oskarowa (a nawet nominacji nie dali!) rola Johna Goodmana. Pzdr.

ocenił(a) film na 9
David_Ames

Od razu wspomnę, że nie przeczytałam wszystkich komentarzy, wiec jeśli się powtórzę, to przepraszam.
Zgadzam się bezsprzecznie z porównaniem do Józefa K., jest oczywiste i bardzo wyraźne. Co natomiast sądzicie o przewodnim utworze Jefferson Airplane "Somebody to love"? Uważam, że może to także być sugestia interpretacyjna, którą zresztą wypowiada najstarszy rabin, Marshak w rozmowie z synem Gopnika, mianowicie słowa z powyższego utworu: "when the truth is found to be lies". Marshak, ten poważany rabin sluchając pioesnki docenił ją, więc musi coś być na rzeczy. Nie skończy wprawdzie swojej rady, jednak odpowiedź znajdujemy dalej w piosence: "don't you want somebody to love? You better find somebody to love". Może o to właśnie chodzi, może miłość jest w pewnym sensie odpowiedzią na pytania dręczące Larrego, może to miłość, której nie miał była i będzie (rada dla kolejnego pokolenia) lekarstwem. Coś w tym musi być.

Mocne 9/10

ocenił(a) film na 9
ruurza

O utworze "Somebody to love" i znaczeniu słów "when the truth is found to be lies", w kontekście wypowiedzi Marshaka, wspominał wyżej, w ciekawy sposób, użytkownik SQNboy. Natomiast co do Twojego pytania, to nie sądzę, żeby sama miłość, miała tu kluczowe znaczenie. Czy Larry kochał swoją żonę i dzieci, czy też traktował rodzinę instrumentalnie (w nieświadomy sposób), jako element który każdy "poważny" człowiek powinien mieć w życiu? Żona nie pozostała mu wierna, dzieci zachowywały się zupełnie obojętnie względem niego, nawet gdy się wyprowadził. Ale ciężko tu jest sprowadzić jedno, tak szerokie pojęcie, jak miłość, jako klucz do interpretacji filmu. Pzdr.

ocenił(a) film na 10
David_Ames

Tekst piosenki to alternatywa do mądrości jaką reprezentuje sobą kultura żydowska. Piosenka pojawia się w wielce niepokojącej czołówce - wygląda to wszystko jak wielka mądrość dochodząca z otchłani ciemności. Aż gęsia skórka się pojawia! Jest to mocny argument za "miłosnym" kluczem do interpretacji filmu.

Zastanawiałem się nad relacją Gopnik vs. Syn. Gopnik i jego bierna postawa do życia, a zwłaszcza do religii i tradycji - jest raczej powierzchowna. Dzieciaki uczą się w żydowskiej szkole, bo tak należy, ale tym co będzie ich kształtować to przede wszystkim kultura popularna, przy oparach trawki i ze stekiem przekleństw na ustach. Nie znaczy to, że krytykuję "młodych gniewnych" - tak po prostu już jest - różnica pokoleniowa :) Chociaż nie do końca - chłopak przecież słucha tory na adapterze - wiec może zmienił się tylko sposób przekazywania wiedzy i tradycji, a dawna więź pokoleniowa, tradycja przekazywana ustnie "z ojca na syna" uległa dezaktualizacji? Zważywszy na bierność i oderwanie od rzeczywistości Gopnika - niewiele jest on w stanie przekazać synowi. A może to tylko moje wrażenie, ale pozostaje w pamięci ten cudowny zabieg stylistyczny Coenów z początku filmu, kiedy to w montażu synchronicznym naprzemiennie ukazywany jest syn-nudzący się w szkole na lekcji oraz ojciec podczas badań, prześwietlenia. W zestawieniu z tornadem w finale jest to jeszcze bardziej niepokojące.

Pozdr.

ocenił(a) film na 7
David_Ames

Ze względu na zbliżającą sie gale wręczenia Oscarów, mam pytanie. Myślicie że ten film ma szanse na zdobycie tej statuetki? Serious Man nie jest filmem gorszym od filmu "To nie jest kraj dla starych ludzi", który w 2008 roku zobył tą nagrode.



P.S
Może zróbmy sami liste najlepszych filmów 2009 roku? Na pewno znalazłoby się na niej parę obrazów, których nie widziałem i nadrobiłbym zaległości.

ocenił(a) film na 9
SRV

serious man nie dostanie oscara za najlepszy film. głównie właśnie dlatego, że bracia coen dostali oscara 2 lata temu. ma za to realne szanse na nagrodę za najlepszy scenariusz i to właśnie mój faworyt.

ocenił(a) film na 7
toperzniet

Możesz mieć racje, ale ja i tak będe trzymać kciuki za Poważnego człowieka.

Szkoda, że nie moge "kibicować" również Michael'owi Stuhlbarg'owi. który nie został wyróżniony nawet nominacją do oscara( co innego złote globy), na którą na pewno zasłużył. No ale cóż...

David_Ames

Ja to widzę zupełnie inaczej, właśnie ta sentencja Rasziego została złamana przez głownego bohatera, który żył tak jak nakazywała owa sentencja. Lecz pewnego dnia zaczął wątpić w jej siłę i popadł w nieład. Otóż to. Najważniejsze jest to co wypowiada najstarszy rabin, który mówi, że jeśli nawet wszystko to co jest według ciebie prawdą stanie się kłamstwem i zatracisz się TO CO Z TEGO? I to jest właściwa odpowiedź. Film kończy się kolejnym niepokojem, bo w końcu to nie musi oznaczać końca dla bohaterów i wizyta u lekarza i nadciągająca trąba powietrzna nie musi mieć śmiertelnego skutku. Jak dla mnie to jest świetna komedia pokazująca jak dzisiejsze czasy są skomplikowane, przez to ze jest tak umasowiona, że aż porąbana, że nawet stoik w tym świecie wyszedł by z siebie, a wszystkie pradawne zasady szlag by trafił, ale z drugiej strony jest mądry rabin, który mówi co z tego, bo i prawda, żyć trzeba dalej nie zależnie od tego co nas spotka:) Amen!

ocenił(a) film na 9
mariouszek

O, zgadzam się.
"prawda, żyć trzeba dalej nie zależnie od tego co nas spotka", co idealnie obrazuje przykład tego dentysty, który odkrył anomalię na zębach pacjenta, przejął się, nie spał, nie jadł, radził się rabinów (którzy notabene w tej sprawie także nie mieli nic do powiedzenia - "a kogo to obchodzi" - kwestia średniego rabina) aż w końcu zapomniał. I faktycznie, nie należy drążyć i bez wytchnienia szukać sensu we wszystkim co nas spotyka bo doprowadzić nas to może do obłędu (którego bliski był Larry - sny).

ocenił(a) film na 10
ruurza

"Film kończy się kolejnym niepokojem, bo w końcu to nie musi oznaczać końca dla bohaterów i wizyta u lekarza i nadciągająca trąba powietrzna nie musi mieć śmiertelnego skutku"

Dokładnie. Bohaterzy wcale nie muszą zginąć, w końcówce filmu reżyser zawiesił ich w mieszaninie wszystkich możliwych stanów, według paradoksu Schrödingera mogą być albo, żywi, albo martwi :)

ocenił(a) film na 9
wojciech_kus

O, widzę, że się znalazło trzech nowych zwolenników koncepcji, o której wcześniej pisała Polly 81 ;) Popolemizowałbym z wami, ale mi się już zwyczajnie nie chce, po drugie, po co się powtarzać? ;P

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones