film z ciekawymi kreacjami małżeństwa Turturro - Borowitz. Do napisania scenariusza Di Jiacomo został zainspirowany holenderskim obrazem Theo Van Gogha (prawnuczka, rzecz jasna) "06", ale to nie jest zbyt istotny trop, ot ciekawostka.
W natłoku mało inteligentnych komedii romantycznych (włączając tu "Przed wschodem słońca"), wielomilionowych produkcji spod znaku s-f oraz serwowanego w niejadalnych dawkach kina sensacyjnego "Gdziekolwiek dzisiaj" jest filmem dość wyjątkowym. Są w nim pokazani outsiderzy, którzy mają świadomość przegranej. Próbują ratować się sextelefonem, zmyśleniami... Czy uratują się i siebie.. ? Kto chce, niech popatrzy. Bo warto.
Szczerze mówiąc nie chciało mi się zakładać tematu, sądziłem, że dołączę dwa trzy słowa do innego, ale - posucha. Jeden wpis zablokowany, drugi (i ostatni) popełnił jeden z naszych filwebowych troglodytów. Facet utopiony po uszy w s-f, zabiera się do oceny psychodramy. Nieszczęście gotowe. I to nieszczęście nieświadome swego ograniczenia. Pycha?
Wracając do filmu: oceniłem go na 7., choć bardziej pasowało by mi 6,5, gdyż są w nim 2-3 scenariuszowe niedoróbki, niepotrzebne postaci (choć i tak jest tu ich niewiele) i źle dobrana muzyka.